A idziemy na Babią. Jest noc z piątku na sobotę, ostatnia piątkowo-sobotnia noc w październiku tego roku. Nie wiem co się stało, jakieś takie przyćmienie (umysłu), ale nie wpadłem na tak genialną myśl, że na Babiej jest trochę śniegu i że będzie pizgać zimowym wiatrem. Niby nic się nie stało, ale w dżinsach byłem. Ciepłe ciuchy zabrałem… ale w dupę dało. Dał wiatr oczywiście, bo był mocarnie silny, a ja miałem w wierzchołkowych partiach problem z równowagą. Mimo problemów termicznych, było ok. Nie, nie! Nie było ok., było bajkowo.
W końcu jest inaczej. W końcu przyjechałem do tego, do czego tęskniłem, jestem w górach. A one są dzisiaj magiczne, bardzo magiczne. Bo uważam, że las targany wiatrem, księżyc z gwiazdami na niebie i bez ludzka przestrzeń, w której jestem i z której spoglądam teraz na tamten głośny świat zostawiony na dole, są magiczne. Cieszę się tą magią.
W przestrzeni otaczającej mnie nie jestem sam. Są jeszcze dwie osóbki, które są ważne dla mnie. Dobrze, że tu są. Jednocześnie cieszę się, gdy mogę trochę przyspieszyć i pobyć w samotności, lubię to, zwłaszcza gdy jestem w górach, a one są bardzo niezwykłe.
I gdy tak wyrwałem do przodu, dotarłem do Sokolicy. Tu ściana wiatru prawie mnie przewraca. Mocno wieje. Jest przepięknie. Mimo nocy dosyć jasno. Księżyc, przede wszystkim księżyc i gwiazdy rozświetlają okolicę. Babia od tego światła i śniegu jest biała, a nawet srebrna. Takie mam wrażenie, gdy patrzę na ośnieżoną górę w nocy oświetloną światłem nocnego ciała niebieskiego.
Wychodzimy wyżej, maluje się ciemna panorama otoczenia. Na wschodzie wśród mroku majaczy Polica z Okrąglicą. Obracamy się w prawo. Nad Podhalem rozciąga się mur czarnych Tatr, czarnych, ogarniętych mrokiem nocy. Taka mała, albo i nawet większa fantasmagoria. Na zachodzie skrzy się pik Babiej. Na północy mnogość świateł. Gdzieś tam za pasmem z Jałowcem, Przysłopem, za Stryszawą, za Grupą Laskowca śpią moje Wadowice. Na razie świat śpi, ale za parę chwil przywitamy nowy dzień.
Dotarliśmy na szczyt. Wiaatr daje w kość. Wali swoim cielskiem o nasze drobne ciałka. Zimno. Na szczycie czeka już widownia słonecznego spektaklu. Zacznie się on już za chwilę. Ja biegam po wierzchowinie celem rozgrzania się. Pomaga.
A teraz czas na kulę, jasną, czerwoną kulę. Wschodzi i powoli rozgrzewa zmarzniętą ziemię. Cienie z powierzchni gór i dolin powoli znikają, czasem tylko trochę się zmniejszają. Dziś jest bardzo dobra widoczność, przejrzyste powietrze pozwala dostrzec kontury pobliskich, tych najbliższych krain. Jezioro Orawskie, Tatry, Gorce, jakieś nieznane mi góry na Słowacji, Beskid Żywiecki, Śląski, Makowski, no i oczywiście ten najbliższy mojemu sercu Bekid Mały z Potrójną, Gibasami, Laskowcem i innymi pagórkami.
Copyright © 2014 by gorskieblogi